Stwierdzenie, że ostatnie pół roku nie było łatwe i przyjemne, to dramatyczne niedopowiedzenie. Zwykle w sytuacjach stresowych uciekałam w instagram, w estetyczne ukojenie ładnych przedmiotów, zdjęć natury i dobrych słów dobrych ludzi, których wybrałam do obserwowania. Wiadomo, że to sztuczna i przefiltrowana rzeczywistość, ale przynosiła ulgę. To w sumie niezbyt dobry nawyk i miałam w planach poszukiwanie innych dróg “ucieczki” w chwilach przeciążenia, ale nawet się nie spodziewałam, jak szybko z remedium na stres stanie się głównym stresorem…
Doomscrolling – co to znaczy?
W tym roku naprawdę nie brakowało nam złych wiadomości. Od pandemii poczynając: liczba chorych i zmarłych, strach o siebie i bliskich, powszechny brak empatii, odpowiedzialności i wypieranie istnienia zagrożenia, nieudolność władz w egzekwowaniu nakazów i zakazów czy przeprowadzaniu testów, rosnące bezrobocie, grożący nam kryzys gospodarczy i ogólna niepewność przyszłości…
Ale jakby pandemii było mało: protesty w USA przeciwko brutalności policji spotykają się z “jedyną słuszną” odpowiedzią: brutalnością policji. W Polsce rozlewa się gnojówka kampanii wyborczej, na której do dziś świetnie rośnie zasiana nienawiść i strach. Zastanawiasz się, jak to możliwe, żeby w XXI wieku, w kraju, w którym miał miejsce holokaust, była przestrzeń i społeczne przyzwolenie na słowa, które wtedy padały (i padają nadal). Wyniki wyborów prezydenckich to czarna rozpacz dla połowy społeczeństwa. Eksplozja w Bejrucie. Wybory i protesty na Białorusi. Nie zapominajmy też o kryzysie ekologicznym i groźbie katastrofy klimatycznej, które zostały przez pandemię zepchnięte na margines zainteresowania, ale przecież nie anulowane!
I w takim świecie bierzesz do ręki telefon, wchodzisz na chwilę na Facebooka, Instagram albo Twittera. Oczywiście, że ludzie o tym mówią, udostępniają artykuły, to nic dziwnego. Rzuca Ci się w oczy jedna zła informacja, za chwilę kolejna, już czytasz komentarze, gdzie ludzie plują na siebie jadem i nie wiadomo jak wsiąkasz w następne, następne i następne, coraz gorsze wiadomości. Czujesz się źle już nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, a mimo to nie możesz się oderwać. Znasz to?
Zjawisko okazało się tak powszechne, że powstały nowe określenia na wpadanie w spiralę przeglądania negatywnych informacji w internecie (doomsurfing) i na telefonie (doomscrolling).
Negatywne efekty
To taplanie się w gnoju okropnych wiadomości nie wynika ze skłonności masochistycznych czy z niewystarczająco silnej woli. To działanie wynikające z instynktu przetrwania – gdy coś nam grozi, mózg chce zbierać informacje o tym zagrożeniu. Wpadamy w pułapkę podświadomego myślenia, że wiedząc więcej, jesteśmy lepiej zabezpieczeni. Wchodzimy więc w kolejne sugerowane artykuły, często przesadzone, pisane w duchu sensacji, żeby podbić klikalność. Technologie też są przeciwko nam: klikając na określone treści, uczymy tym samym algorytm, żeby podsuwał nam ich więcej i więcej. Automatyczne odświeżanie u dołu ekranu powoduje, że scrollować można w nieskończoność… Błędne koło.
A jego efektem ubocznym jest zwiększenie poziomu kortyzolu i adrenaliny, hormonów stresu produkowanych przez mózg mający wrażenie stałego zagrożenia. Ciągły stres, poczucie niepokoju, lęku odbija się też na zdrowiu fizycznym – poczynając od bezsenności i zajadaniu stresu, a kończąc na chorobach serca czy cukrzycy.
Prawda jest taka: gdy jakieś działanie sprawia, że czujesz się nieprzyjemnie pobudzony, zaniepokojony czy zestresowany, Twoje ciało daje Ci sygnał, żebyś przestał to robić.
Co w takim razie robić?
Nie mówię, że rozwiązaniem jest zamknięcie oczu, zatkanie uszu palcami i śpiewanie głośno “lalalalalala wcale nic się nie dzieje lalala”. Wręcz przeciwnie – świadomość tego, co się dzieje, bycie na bieżąco z obecną sytuacją społeczną i wytycznymi dotyczącymi pandemii jest ważne i potrzebne. Rozwiązaniem jest ograniczanie ilości informacji i stawianie granic. Kilka moich sposobów:
- ustal, że wiadomości sprawdzasz raz dziennie, o wybranej godzinie (tylko nie przed snem!), przez max 10 minut (ustaw timer!)
- wybierz jedno-dwa źródła, którym ufasz i które prezentują informacje w wyważony, nie szukający sensacji sposób. Bardzo o to trudno w dzisiejszych mediach – w tej kwestii nie zawodzi mnie Kasia Gandor
- na wszystko co miłe i pluszowe, nie czytaj komentarzy! Część komentujących w ogóle nie jest prawdziwymi ludźmi, tylko podstawionymi trollami, ale co Ci napsują krwi, to Twoje…
- nie dawaj się wciągnąć w to przypadkiem, np. podczas przeglądania instagrama!
- wycisz albo przestań obserwować osoby, których komunikacja w social mediach sprawia, że czujesz się źle – nawet jeśli szanujesz i cenisz te osoby #selfcarefirst
- szukaj informacji na różne tematy, pozytywne lub neutralne, niezwiązane z problemami świata, by “oszukać” algorytm
- jeśli możesz i czujesz, że potrzebujesz, odetnij się od social mediów – odinstaluj aplikacje, wyloguj się z Facebooka. Na minimum tydzień! Detoks od mediów społecznościowych na pewno przyniesie wiele korzyści
- najlepiej ograniczaj czas spędzany online na rzecz przyjemnych zajęć i pozytywnych doświadczeń offline
Co dało mi odinstalowanie instagrama na kilka tygodni?
Wracając do mojego odruchu uciekania od rzeczywistości w Instagram: zanim zdecydowałam się, że najlepszym wyjściem jest odcięcie się od niego, zaliczyłam poważne załamanie nerwowe. Ludzie przeżywali, pisali, udostępniali i absolutnie mieli prawo komunikować swoje emocje tak, jak czuli, że potrzebują. Ja to chłonęłam, czytałam i oglądałam i rósł we mnie strach i poczucie bezsilności. Utrata wiary w ludzkość, brak nadziei na poprawę sytuacji w momencie, gdy ludzie są tak nieodpowiedzialni i nienawistni, nagła świadomość śmieszności własnych marzeń i pragnień wobec globalnego kryzysu na tak wielu polach… Do uczynienia ze mnie naczelnego egzystencjalnego nihilisty bez wątpienia przyczyniło się szukanie pocieszenia i oderwania w internecie.
Wiem, że to może sprawiać wrażenie sztucznej dramy i wyolbrzymienia, ale tak nie jest. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ogromny wpływ na naszą psychikę i postrzeganie świata mają social media – a szczególnie dotyka to osób wysoko wrażliwych.
Najlepszy dowód na to dostałam, gdy w końcu zdecydowałam się ograniczyć, a potem w ogóle odinstalować Instagram. Nagle okazało się, że jestem w stanie myśleć inaczej (bo samodzielnie…) i choć nadal te problemy mnie niepokoją i bolą, to nabrałam dystansu. Jestem o niebo spokojniejsza i… bardziej produktywna. No bo ciężko się skupić na działaniach w swoim biznesie, będąc dogłębnie przekonaną o całkowitym bezsensie swojego żyćka w kontekście problemów globalnych.
Nie mówię, że odcięcie się od social mediów jest magicznym rozwiązaniem wszystkich problemów. Szczególnie że w obecnych czasach mało kto może sobie na ten luksus pozwolić, zwłaszcza jeśli prowadzi biznes. A zwłaszcza-zwłaszcza, jeśli to biznes usługowy polegający m.in na prowadzeniu klientom kont w social mediach.
Póki mogłam sobie na to pozwolić, detoks od mediów społecznościowych był świetnym wyjściem. Dodatkowo w celu zwiększenia swojej odporności psychicznej rozpoczęłam znów pracę z terapeutką. Zamierzam też zmienić podejście do pracy w social mediach i zbudować własne procedury, traktując obecność na moich profilach bardziej zadaniowo – to za radą Natalii z Life Geek i jej świetnego webinaru o tym, jak się skupić, gdy praca wymaga od nas obecności w SM (odbył się w ramach sierpniowego miesiąca koncentracji i z tego, co widzę nie ma go w sklepie, ale może Natalia kiedyś go wrzuci).
Obecnie mierzymy się z ogromnym kryzysem i uczymy się, jak postępować. Warto w tym pamiętać, że uzależnienie od technologii i mediów społecznościowych, które było szkodliwe jeszcze zanim cała ta sytuacja się zaczęła, teraz tym bardziej nam nie służy i tym bardziej powinniśmy priorytetyzować dbanie o siebie i własne potrzeby.
Jak to wygląda u Was? Zauważyliście u siebie przeciążenie złymi wiadomościami? Jak sobie z tym radzicie?
Pisząc artykuł, wspierałam się następującymi źródłami:
Świetny tekst, dziękuję za Twoje przemyślenia. Widzę ile mi dało wyłączenie się z tego cyfrowego świata w sierpniu. Wchodzę we wrzesień z czystą głową. Nie obserwuję osób, których działania sprawiają, że w mojej głowie powstaje myśl: „robię za mało / robię niepotrzebne rzeczy / mnie nikt nie będzie chciał czytać” itp. STOP. Pracuję nad byciem tu i teraz, w czym bardzo pomagają mi dzieci, bo nie da się być gdzie indziej gdy czytamy książkę czy idziemy na rowery. Jejku, jakie to ważne, żeby się nie dać! Fajnie, że o tym przypominasz. :))))))